08-21-2024, 19:30
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zapowiedź całego filmu „Venom 3: Ostatni taniec”, poczułem mieszankę ekscytacji i niepokoju. Z jednej strony – Venom, czyli Eddie Brock w interpretacji Toma Hardy’ego, to postać, której nie da się nie lubić. Hardy swoją kreacją zdołał nadać Venomowi ludzkiego wymiaru, mimo że mówimy tu o żarłocznym kosmicznym symbioncie. Z drugiej strony... no cóż, poprzednie filmy o Venomie były dość kontrowersyjne. Dla jednych to perełki antybohaterskiego kina akcji, dla innych zbyt chaotyczne mieszanki humoru i przemocy. Pytanie brzmiało: czy „Venom 3: Ostatni taniec” będzie zwieńczeniem godnym tej serii? Czy może to tylko kolejna produkcja, której tytuł powinien brzmieć „Ostatni gwóźdź do trumny”?
Kelly Marcel – czy wie, co robi?
Kelly Marcel, która tym razem nie tylko napisała scenariusz, ale też stanęła za kamerą, miała przed sobą trudne zadanie. Jako scenarzystka pokazała, że umie budować dynamiczne, pełne ironii dialogi i nie boi się rzucać swoich bohaterów na głęboką wodę. Ale reżyseria to inna bajka. To jakbyś najpierw wymyślił przepis na tort, a potem musiał go sam upiec i jeszcze odpowiednio ozdobić.
W „Venom: The Last Dance” widać wyraźnie, że Marcel chce łączyć gatunki – akcji, komedii, a nawet dramatu. Problem w tym, że momentami balansuje na krawędzi. Historia Eddiego i jego symbiontu jest pełna zabawnych przekomarzań, ale czasem widz czuje się jak na huśtawce emocji. Niektóre sceny są tak poważne, że niemal przeszywają serce, a zaraz potem wpada jakiś żart, który rozbija całe napięcie. Czy to działa? To zależy, czego szukasz. Dla mnie – momentami się sprawdza, a momentami frustruje. Jak wtedy, gdy stoisz w kolejce po lody, a ktoś nagle wepchnie się przed ciebie.
Hardy – Venomem jestem i będę
Tom Hardy to bez wątpienia motor napędowy tej serii. W „Venom 3” ponownie wciela się w postać Eddie'ego Brocka i jego bardziej destrukcyjnego alter ego – Venoma. Hardy i Venom to już nierozłączny duet, jak Bonnie i Clyde. Widać, że aktor rozwinął tę postać i wie, jak grać niuanse – te momenty, kiedy Eddie jest zagubiony, ale też te, gdy Venom w pełni przejmuje kontrolę. To, co mnie szczególnie urzekło, to ewolucja relacji między symbiontem a Eddiem. W pewnym sensie to już nie tylko przymusowe partnerstwo, ale coś w rodzaju... toksycznego przyjaźni.
Hardy, jak zawsze, gra na 110%. Gdyby mógł, to pewnie nawet sam by się zmontował na ekranie. Venom to mieszanka potężnych efektów specjalnych i intensywnej gry aktorskiej, która sprawia, że nie możesz oderwać wzroku od ekranu. Problemem jest jednak to, że reszta obsady, choć solidna, nie dorównuje Hardy’emu.
Akcja, efekty i to coś ekstra
Venom to, nie oszukujmy się, przede wszystkim film akcji. Wszyscy przychodzą na te seanse, by zobaczyć widowiskowe starcia, pościgi i potężne wybuchy. Czy trzecia część dostarcza w tej materii? Oczywiście, że tak. Marcel zadbała o to, by widzowie nie mieli ani chwili na złapanie oddechu. Z każdą sceną akcja staje się coraz bardziej intensywna, a efekty specjalne to prawdziwe mistrzostwo świata. Venom wygląda lepiej niż kiedykolwiek, a choreografie walk, choć momentami zbyt szybkie, trzymają w napięciu.
Czasami jednak odniosłem wrażenie, że film jest przeładowany akcją. Z jednej strony – doceniam to, bo po to właśnie idę do kina na film o Venomie, a z drugiej – brakowało mi chwil, kiedy mogłem naprawdę zastanowić się nad tym, co się dzieje. To jak z ulubionym deserem – czasem lepiej nie jeść go na siłę, tylko delektować się każdym kęsem.
Fabularna strona tańca
Tytuł „Ostatni taniec” może sugerować, że to pożegnanie z postacią Eddie'ego Brocka. Czy rzeczywiście? Niby tak, a jednak... no cóż, Marvel to Marvel. Zawsze jest jakaś furtka. Fabuła trzeciej części Venoma oscyluje wokół walki Eddie'ego z wewnętrznymi demonami, relacji z symbiontem i nowych zagrożeń. To trochę jak próba pogodzenia się z samym sobą, gdy masz w sobie coś, co może cię zniszczyć. Momentami przypomina to dramat psychologiczny, chociaż nie ma co się oszukiwać – te elementy są jedynie tłem dla widowiskowej akcji.
Motyw „ostatniego tańca” ma jednak głębsze znaczenie. Dla Eddie'ego to prawdziwe starcie – nie tylko z wrogami, ale także z własną tożsamością. To wątek, który mi osobiście bardzo przypadł do gustu. Kto by pomyślał, że film o symbioncie może stać się refleksją nad tym, kim naprawdę jesteśmy?
Klimat i muzyka – czy to taniec wart finału?
Nie można zapomnieć o klimacie filmu. „Venom: The Last Dance” miesza humor, akcję i momenty, które mogą cię przyprawić o dreszcze. Czasami czułem się jak na emocjonalnym rollercoasterze – najpierw śmiech, potem nagłe zwolnienie i zaduma, a na końcu... kolejne uderzenie akcji. Marcel dobrze balansuje te elementy, choć nie wszystkim przypadnie do gustu taki styl. Co do muzyki – świetnie podkreśla intensywność scen, ale nie wybiła mnie z butów. To solidny soundtrack, ale bez hitu, który zostaje w głowie na długo po seansie.
Czy to już koniec?
Czy „Venom 3: Ostatni taniec” zamyka trylogię w satysfakcjonujący sposób? I tak, i nie. Z jednej strony – mamy wyraźne zakończenie pewnych wątków, z drugiej – Marvel zawsze lubi zostawiać furtki na więcej. Możliwe, że to tylko koniec pewnej fazy, a Eddie Brock powróci w kolejnych filmach z uniwersum. Czy tego chcę? Trudno powiedzieć. Po trzech częściach czuję pewien przesyt, ale z drugiej strony – jeśli Hardy znowu będzie na ekranie, to kto wie?
Podsumowanie
„Venom: The Last Dance” to mieszanka intensywnej akcji, humoru i refleksji nad tym, kim naprawdę jesteśmy. Kelly Marcel odważnie prowadzi tę historię do finału, choć momentami balansuje na granicy chaosu. Tom Hardy jak zwykle nie zawodzi, a efekty specjalne robią ogromne wrażenie. Dla fanów serii – pozycja obowiązkowa, dla reszty – w zależności od preferencji. Na pewno nie jest to film dla każdego, ale jeśli lubisz Venoma, to będzie to widowisko, które warto zobaczyć na wielkim ekranie.
Ocena: 7/10
Warto? Tak, ale może lepiej poczekać na spokojniejszy moment w swoim kinowym repertuarze.
Znajdź całe filmy online na pl-vider.pl
Kelly Marcel – czy wie, co robi?
Kelly Marcel, która tym razem nie tylko napisała scenariusz, ale też stanęła za kamerą, miała przed sobą trudne zadanie. Jako scenarzystka pokazała, że umie budować dynamiczne, pełne ironii dialogi i nie boi się rzucać swoich bohaterów na głęboką wodę. Ale reżyseria to inna bajka. To jakbyś najpierw wymyślił przepis na tort, a potem musiał go sam upiec i jeszcze odpowiednio ozdobić.
W „Venom: The Last Dance” widać wyraźnie, że Marcel chce łączyć gatunki – akcji, komedii, a nawet dramatu. Problem w tym, że momentami balansuje na krawędzi. Historia Eddiego i jego symbiontu jest pełna zabawnych przekomarzań, ale czasem widz czuje się jak na huśtawce emocji. Niektóre sceny są tak poważne, że niemal przeszywają serce, a zaraz potem wpada jakiś żart, który rozbija całe napięcie. Czy to działa? To zależy, czego szukasz. Dla mnie – momentami się sprawdza, a momentami frustruje. Jak wtedy, gdy stoisz w kolejce po lody, a ktoś nagle wepchnie się przed ciebie.
Hardy – Venomem jestem i będę
Tom Hardy to bez wątpienia motor napędowy tej serii. W „Venom 3” ponownie wciela się w postać Eddie'ego Brocka i jego bardziej destrukcyjnego alter ego – Venoma. Hardy i Venom to już nierozłączny duet, jak Bonnie i Clyde. Widać, że aktor rozwinął tę postać i wie, jak grać niuanse – te momenty, kiedy Eddie jest zagubiony, ale też te, gdy Venom w pełni przejmuje kontrolę. To, co mnie szczególnie urzekło, to ewolucja relacji między symbiontem a Eddiem. W pewnym sensie to już nie tylko przymusowe partnerstwo, ale coś w rodzaju... toksycznego przyjaźni.
Hardy, jak zawsze, gra na 110%. Gdyby mógł, to pewnie nawet sam by się zmontował na ekranie. Venom to mieszanka potężnych efektów specjalnych i intensywnej gry aktorskiej, która sprawia, że nie możesz oderwać wzroku od ekranu. Problemem jest jednak to, że reszta obsady, choć solidna, nie dorównuje Hardy’emu.
Akcja, efekty i to coś ekstra
Venom to, nie oszukujmy się, przede wszystkim film akcji. Wszyscy przychodzą na te seanse, by zobaczyć widowiskowe starcia, pościgi i potężne wybuchy. Czy trzecia część dostarcza w tej materii? Oczywiście, że tak. Marcel zadbała o to, by widzowie nie mieli ani chwili na złapanie oddechu. Z każdą sceną akcja staje się coraz bardziej intensywna, a efekty specjalne to prawdziwe mistrzostwo świata. Venom wygląda lepiej niż kiedykolwiek, a choreografie walk, choć momentami zbyt szybkie, trzymają w napięciu.
Czasami jednak odniosłem wrażenie, że film jest przeładowany akcją. Z jednej strony – doceniam to, bo po to właśnie idę do kina na film o Venomie, a z drugiej – brakowało mi chwil, kiedy mogłem naprawdę zastanowić się nad tym, co się dzieje. To jak z ulubionym deserem – czasem lepiej nie jeść go na siłę, tylko delektować się każdym kęsem.
Fabularna strona tańca
Tytuł „Ostatni taniec” może sugerować, że to pożegnanie z postacią Eddie'ego Brocka. Czy rzeczywiście? Niby tak, a jednak... no cóż, Marvel to Marvel. Zawsze jest jakaś furtka. Fabuła trzeciej części Venoma oscyluje wokół walki Eddie'ego z wewnętrznymi demonami, relacji z symbiontem i nowych zagrożeń. To trochę jak próba pogodzenia się z samym sobą, gdy masz w sobie coś, co może cię zniszczyć. Momentami przypomina to dramat psychologiczny, chociaż nie ma co się oszukiwać – te elementy są jedynie tłem dla widowiskowej akcji.
Motyw „ostatniego tańca” ma jednak głębsze znaczenie. Dla Eddie'ego to prawdziwe starcie – nie tylko z wrogami, ale także z własną tożsamością. To wątek, który mi osobiście bardzo przypadł do gustu. Kto by pomyślał, że film o symbioncie może stać się refleksją nad tym, kim naprawdę jesteśmy?
Klimat i muzyka – czy to taniec wart finału?
Nie można zapomnieć o klimacie filmu. „Venom: The Last Dance” miesza humor, akcję i momenty, które mogą cię przyprawić o dreszcze. Czasami czułem się jak na emocjonalnym rollercoasterze – najpierw śmiech, potem nagłe zwolnienie i zaduma, a na końcu... kolejne uderzenie akcji. Marcel dobrze balansuje te elementy, choć nie wszystkim przypadnie do gustu taki styl. Co do muzyki – świetnie podkreśla intensywność scen, ale nie wybiła mnie z butów. To solidny soundtrack, ale bez hitu, który zostaje w głowie na długo po seansie.
Czy to już koniec?
Czy „Venom 3: Ostatni taniec” zamyka trylogię w satysfakcjonujący sposób? I tak, i nie. Z jednej strony – mamy wyraźne zakończenie pewnych wątków, z drugiej – Marvel zawsze lubi zostawiać furtki na więcej. Możliwe, że to tylko koniec pewnej fazy, a Eddie Brock powróci w kolejnych filmach z uniwersum. Czy tego chcę? Trudno powiedzieć. Po trzech częściach czuję pewien przesyt, ale z drugiej strony – jeśli Hardy znowu będzie na ekranie, to kto wie?
Podsumowanie
„Venom: The Last Dance” to mieszanka intensywnej akcji, humoru i refleksji nad tym, kim naprawdę jesteśmy. Kelly Marcel odważnie prowadzi tę historię do finału, choć momentami balansuje na granicy chaosu. Tom Hardy jak zwykle nie zawodzi, a efekty specjalne robią ogromne wrażenie. Dla fanów serii – pozycja obowiązkowa, dla reszty – w zależności od preferencji. Na pewno nie jest to film dla każdego, ale jeśli lubisz Venoma, to będzie to widowisko, które warto zobaczyć na wielkim ekranie.
Ocena: 7/10
Warto? Tak, ale może lepiej poczekać na spokojniejszy moment w swoim kinowym repertuarze.
Znajdź całe filmy online na pl-vider.pl